Po pożarze wilii Jolancin pomoc wciąż potrzebna

Milanówek

Dramat mieszkańców dwóch budynków w Milanówku. W nocy z soboty na niedzielę ogień wybuchł na poddaszu bliźniaka przy ul. Wylot. Dobę później strażacy walczyli z pożarem zabytkowej wilii Jolancin. W dwa dni bez dachu nad głową zostało ponad 30 osób.

W ciągu 48 godzin strażacy interweniowali na terenie Milanówka aż trzy razy. Seria pożarów zaczęła się stosunkowo niewinnie, od ugaszenia płomieni w jednym z pustostanów. – W sobotę o godz. 1.30 w nocy mieliśmy pożar przy ulicy Kazimierzowskiej. Paliło się pomieszczenie na parterze niezamieszkałego budynku. Przyczyną mogło być podpalenie – mówi bryg. Krzysztof Tryniszewski, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Grodzisku Mazowieckim.

Dużo groźniejszy był następny pożar . – Z soboty na niedzielę o godz. 1.22 otrzymaliśmy zgłoszenie pożaru dachu nad budynkiem mieszkalnym przy ul. Wylot. W akcji uczestniczyło pięć samochodów gaśniczych, w tym podnośnik hydrauliczny. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że ogień zajął cały dach nad bliźniakiem. W budynku było 8 osób, w tym dzieci, ale mieszkańcy opuścili dom jeszcze przed przybyciem straży. Nikt nie ucierpiał, ale zniszczenia są bardzo duże – informuje bryg. Krzysztof Tryniszewski.

Jednak najtrudniejszą walkę z żywiołem strażacy mieli dopiero przed sobą. – Wezwanie do największego pożaru otrzymaliśmy w niedzielę tuż przed godz. 18. Paliła się willa Jolancin przy ulicy Charci Skok. Na miejscu pracowało 12 zastępów i 35 strażaków. Pojawiły się także pogotowie ratunkowe, policja, pogotowie energetyczne, pogotowie gazowe, przybyła grupa operacyjna mazowieckiego komendanta wojewódzkiego państwowej straży pożarnej, burmistrz Milanówka, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego – wylicza rzecznik grodziskich strażaków. Z budynku ewakuowano 28 osób.

W przypadku pożaru w wilii Jolancin akcja gaśnicza była bardzo trudna. – W momencie, kiedy dojeżdżaliśmy na miejsce, właściwie cały dach nad tym budynkiem był w płomieniach, podobnie jak pomieszczenia ostatniej kondygnacji. Drewniana konstrukcja, docieplenia w postaci trocin, szmat, trzcin przykrytych tynkiem, to wszystko powodowało, że pożar szybko się rozprzestrzeniał na kolejne elementy budowlane – wyjaśnia bryg. Krzysztof Tryniszewski. – Musieliśmy rozbierać ściany i stropy aby dojść do źródła ognia. Była nawet sytuacja, kiedy wydawało się, że wszystko zostało zgaszone, a po kilku minutach jeszcze ze stropu zaczęły palić się trociny – tłumaczy.

W willi Jolancin znajdowało się 11 mieszkań. Wszyscy lokatorzy, 28 osób, bezpiecznie opuścili budynek jeszcze przed przybyciem straży pożarnej. O płomieniach na dachu zostali zaalarmowani przez patrol straży miejskiej, który przejeżdżał ulicą Charci Skok.

11 godzin walki z żywiołem
Sytuację udało się opanować dopiero w poniedziałek nad ranem, po 11 godzinach walki z żywiołem. – Przyczyny bada policja. Spaleniu uległ dach i najwyższa kondygnacja budynku. Straty wstępnie oszacowa-
liśmy na około 150 tys. zł. Mienie uratowane to, jak przyjęliśmy, około 210 tys. zł. Ale rzeczoznawca może ocenić to zupełnie inaczej. Oprócz wartości materialnej trzeba pamiętać o wartości historycznej, bo to budynek zabytkowy – zaznacza bryg. Tryniszewski.

A co z lokatorami willi Jolancin? Kilka dni po pożarze ich sytuacja nadal jest dramatyczna. – Akcja ratownicza w zasadzie trwa. Wszyscy mieszkańcy otrzymali lokale zastępcze lub zakwaterowanie w hotelu, wypłaciliśmy też pierwsze kryzysowe pieniądze. Dach nad głową mają zapewniony przez przynajmniej trzy miesiące – mówi Wiesława Kwiatkowska, burmistrz Milanówka.

Niestety, nie ma na razie szans, aby mieszkańcy wilii uratowali choćby część swojego dobytku, który pozostał na miejscu. – Ognia już nie ma, ale przyszła woda. Budynek najpierw spłonął, potem został zalany. Obecnie nikomu nie wolno wejść do środka, bo konstrukcja grozi zawaleniem. Otrzymaliśmy postanowienie nadzoru budowlanego o konieczności wykonania ekspertyzy, czy można tam kogoś wpuścić – zaznacza burmistrz Wieslawa Kwiatkowska.

Czy wrócą do swoich mieszkań?
Czy lokatorzy kiedykolwiek będą mogli na stałe wrócić do mieszkań w willi Jolancin, tego na razie nie wiadomo. Mają to wykazać badania techniczne.

Póki co, budynek jest stale monitorowany przez straż miejską, nie tylko na wypadek gdyby pojawili się złodzieje, ale także po to, aby nikomu nie  stała się krzywda po wejściu do środka.

Tylko nieco lepiej wygląda sytuacja ośmiu osób poszkodowanych w pożarze przy ulicy Wylot. Do swojego domu prawdopodobnie będą mogli wrócić, ale dopiero po jego odbudowaniu. Dwie rodziny proszą więc o wsparcie w postaci materiałów budowlanych. Póki prace nie zostaną przeprowadzone, podobnie jak lokatorzy z ul. Charci Skok, zdani są niemal całkowicie na pomoc innych.

Potrzebne jest wsparcie
Urząd miasta w Milanówku uruchomił specjalny numer konta, na który można wpłacać darowizny dla lokatorów z willi Jolancin i budynku przy ul. Wylot: 68 1020 1026 0000 1502 0272 0894 (PKO BP). W tytule przelewu należy wpisać: „Pomoc dla pogorzelców w Milanówku” lub nazwisko konkretnej rodziny. Lokalne władze zaznaczają również, że nie prowadzą zbiórki pieniędzy przez wolontariuszy. – Prosimy o zachowanie czujności i nie przekazywanie pieniędzy nieznanym osobom – informuje milanowski magistrat.

Oprócz wsparcia finansowego potrzebna jest też pomoc rzeczowa. Szczególnie, że w rodzinach, które straciły domy jest aż  13 dzieci w wieku od 2,5 do 15 lat. Wciąż brakuje środków higienicznych, żywności, ręczników i przyborów szkolnych. Początkowo apelowano także o odzież, ale duża mobilizacja ludzi dobrej woli pozwoliła szybko zgromadzić potrzebną ilość ubrań. Pozostałe rzeczy można przekazywać w dwóch punktach: w siedzibie OSP przy ul. Warszawskiej 18 oraz w komendzie straży miejskiej przy ul. Warszawskiej 32.

Byłeś świadkiem wypadku? Stoisz w gigantycznym korku? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie? Poinformuj o tym innych mieszkańców Pruszkowa, Grodziska i okolic. Przesyłaj zdjęcia i informacje do redakcji WPR24.pl na adres e-mail: kontakt@wpr24.pl lub SMS i MMS pod nr tel. 600 924 925.

Grill gazowy