Półfinał na wyciągnięcie ręki

Koszykówka

Kolejny krok w kierunku półfinału rozgrywek pierwszej ligi wykonali koszykarze Znicza Basket Pruszków. Zespół Michała Spychały po raz drugi pokonał Spójnię Stargard Szczeciński i w rywalizacji do trzech wygranych prowadzi 2:0. Kolejne spotkanie 21 kwietnia w Stargardzie Szczecińskim.

Dzięki wywalczeniu czwartego miejsca na koniec rundy zasadniczej zespół Znicza Basket do play off przystąpił z przewagą własnego boiska. Z tego powodu dwa pierwsze mecze odbyły się w Pruszkowie. W pierwszym zespół Michała Spychały pokonał Spójnię różnicą szesnastu punktów, ale zawody przez dłuższy czas były bardzo wyrównany. Gospodarze przewagę wypracowali dopiero na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, lecz ambitnie grający rywale w końcówce potrafili zbliżyć się jeszcze na osiem punktów.

Jeszcze bardziej zacięty był drugi mecz tych drużyn. Znów żadna ze stron nie potrafiła wypracować większej przewagi. Znów nie brakowało zaciętej walki pod koszem i prób zniwelowania przez koszykarzy Znicza Basket braku kilku centymetrów w polu trzech sekund. I wreszcie znów nie zabrakło emocji. Ich nadmiaru żywiołowo reagujący kibice obu stron mieli okazję doświadczyć do samego końca, bo o losach spotkania zadecydowały zaledwie dwa punkty.

Przy wyniku 57:57 Marek Szumełda-Krzycki długo zwlekał z oddaniem rzutu, skrupulatnie spoglądając na zegar 24 sekund. Rozgrywający Znicza Basket wstrzymywał się z rozpoczęciem akcji, chcąc tym samym do niezbędnego minimum skrócić czas na rozegranie ostatniego ataku graczom Spójni. Wreszcie na szesnaście sekund przed końcem ruszył do przodu, wykorzystując dobrą zasłonę od kolegi, w swoim stylu przełożył piłkę pomiędzy nogami, po czym po wbiciu się pod kosz uzyskał cenne dwa punkty. Gospodarze wyszli wówczas na dwupunktowe prowadzenie, a doświadczony trener rywali Tadeusz Aleksandrowicz poprosił o czas.

Spójnia postawiła wszystko na jedną kartę, decydując się na rzut dopiero w ostatnich sekundach regulaminowego czasu gry. Przyjezdni wcześniej mieli co prawda okazję do próby z dystansu, ale nie zdecydował się na nią Adam Parzych. Odpowiedzialność wziął na siebie dopiero Tomasz Ochońko. Wychowanek Polonii Warszawa z niewygodnej pozycji oddał rzut w okolicach linii rzutów wolnych, ale spudłował. Gościom na dobitkę zabrakło już czasu. – W końcówce zabrakło trochę szczęścia, skuteczności – żałował trener Spójni, Tadeusz Aleksandrowicz. – Rywale byli mądrzejsi o tę jedną akcję – dodał doświadczony trener.

Ostatnia minuta regulaminowego czasu gry najlepiej oddaje dramaturgię całych zawodów. Zawodów, które przez cały czas były wyrównane i w których żadna ze stroni nie zbudowała większej jak sześciopunktowej przewagi. Dłużej na prowadzeniu byli gracze Spójni, ale za sprawą dużej determinacji w obronie koszykarze Znicza Basket nie pozwalali rywalom na rozwinięcie skrzydeł w ataku.

Mimo gorszej skuteczności niż dzień wcześniej oraz wyraźnie przegranej walki pod obiema tablicami pruszkowianie zdołali zatrzymać rywali w obronie. Spójnia w całych zawodach miała aż 17 zbiórek na atakowanej tablicy, większość piłek wyszarpując gospodarzom w czwartej kwarcie. Znicz Basket grał wtedy mocno okrojonym składem gdyż z powodu nadmiernej liczby przewinień już na początku czwartej kwarty na ławce musieli usiąść Adrian Suliński, Łukasz Bonarek i Alan Czujkowski. – Gdybyśmy przegrali to przez tablicę, ale przy obronie strefowej zawsze trudniej o wypracowanie dobrej pozycji przy zbiórce. Sama strefa pomogła nam jednak w graniu i wyraźnie zatrzymała rywali w ataku – mówił Spychała.

W pierwszej połowie Znicz Basket po raz pierwszy w tym sezonie, a najprawdopodobniej i w całej historii, nie miał zapisanej na swoim koncie ani jednej straty. Po zmianie stron pruszkowianie zbliżyli się do ligowej średniej, gdyż w sumie piętnaście razy tracili piłkę bez oddania rzutu, najczęściej po podaniach w strefę podkoszową, gdzie rywale starali się zagęszczać pole trzech sekund.

Sporo kontrowersji wywołała akcja z końcówki drugiej kwarty. Goście długi czas zastanawiali się nawet nad złożeniem oficjalnego protestu, ale ostatecznie uznali, że nie ma on większego sensu. Zamieszanie wywołała decyzja arbitrów po celnym rzucie za trzy punkty. Sędziowie najpierw nie uznali trafienia Adama Parzycha, wcześniej dopatrując się faul Piotra Wojdyra na Andrzeju Misiewiczu. Po kilku chwilach jeden z arbitrów zmienił decyzję swojego kolegi i uznał punkty, równocześnie dopatrując się wspomnianego przewinienia w ataku. Kolejna narada ponownie zmieniła jednak decyzję, ostatecznie anulując punkty gościom. Rozżalenia tym faktem nie ukrywali po meczu ludzie ze sztabu Spójni oraz sami zawodnicy. – Nie chcę komentować pracy sędziów. My systematycznie oglądamy minione mecze, analizujemy swoje błędy. Mam nadzieję, że podobnie robią arbitrzy, może wyciągną wnioski. Szkoda, że już po fakcie – tłumaczył Tomasz Stępień. Do sytuacji odniósł się też trener Spychała. – Nie można analizować wyniku meczu na podstawie tylko tej jednej akcji. Gdybyśmy wiedzieli, że w końcówce przegrywamy pewnie gralibyśmy inaczej. Rzeczywiście sytuacja była kontrowersyjna. Moim zdaniem rzucał zawodnik, który nie miał kontaktu z faulem. Trzeba to jednak drobiazgowo sprawdzić – zakończył opiekun Znicza Basket.

Trzecie, być może decydujące spotkanie w sobotę w Stargardzie Szczecińskim.

Znicz Basket Pruszków – Spójnia Stargard Szczeciński 59:57 (20:19, 16:13, 10:15, 13:10)

Znicz: P. Szymański 18 (2), A. Czujkowski 13 (2), M. Szumełda-Krzycki 12, A. Suliński 5 (1), M. Matuszewski 5, A. Misiewicz 4, Ł. Bonarek 2, D. Czubek 0

Spójnia: T. Stępień 13, A. Parzych 11 (3), H. Pabian 8, W. Grudziński 7 (1), P. Wojdyr 6, T. Ochońko 6, F. Dylik 2, J. Kalinowski 2, A. Soczewski 2

Byłeś na meczu i zrobiłeś ciekawe zdjęcie? A może nagrałeś filmik jak kibice cieszą się z wygranej? Przesyłaj zdjęcia i informacje do redakcji WPR24.pl na adres e-mail: kontakt@wpr24.pl lub SMS i MMS pod nr tel. 600 924 925.